wtorek, 14 lipca 2015

smętnie...

jeśli nie wymyślę nowego komputera i przyjdzie mi pracować dalej na tym starym gracie, to chyba przestanę pisać bloga. to jest potwornie męczące. co chwilę się rozłącza, nie działają ważne opcje, wszystko trwa potwornie długo i w rezultacie odechciewa się wszystkiego. coś co mogłabym zrobić w kilka minut, przeciąga się w nieskończoność.
i tak rozpoczęłam kolejny tydzień mojego marnego życia. marnego, ale pokochałam je całym sercem, trochę przyzwyczajając się też do niego.
dziś leżę, więc postanowiłam coś skrobnąć. dziewczyny siedzą razem w pokoju, coś tam babskiego robią ;) a Marcin z Tymonem grają w karty. na zewnątrz pada. wszystkim taka pogoda pokrzyżowała plany. może później się poprawi.

czwartek, 11 czerwca 2015

...czas ucieka

jestem. minęło bardzo dużo czasu, ale wreszcie mam komputer i znowu mogę pisać. cieszę się, chociaż korzystam ze starego komputera mojej córki, ale lepsze to niż nie mieć wcale. dziś tylko trochę opiszę, co się przez ten miesiąc działo, a jutro będą zdjęcia.
po pierwsze zrezygnowaliśmy z owiec. jakoś nam kompletnie nie szło. inaczej to sobie wyobrażałam i trochę się zawiodłam. zakupiliśmy kozy. od niedawna jest z nami Benek, Mela i Adela. plan jest prosty. mają dać nam mleko, z którego będziemy wyrabiać sery. mam nadzieję, że wszystko się ułoży pomyślnie.
po drugie, w naszym kurniku zagościło czterdzieści nowych Leghornów. niosą nam jajeczka i to dość sporo, ale cały czas się hodowli uczymy. kurek jest już siedemdziesiąt, więc jest wokół czego chodzić. oprócz nich, są jeszcze cztery koguty. piękne.jutro zamieszczę zdjęcia.
kolejna nowość - zbudowaliśmy wędzarnie i robimy sami kiełbasy i szynki. super przygoda. wreszcie wiemy co jemy. mamy swoje sery (na razie z mleka krowiego) i swoje wędliny. czasem myślę, że przeniosłam się w czasie i to mi pasuje.
a teraz ruszyliśmy z budową stajni, a dokładnie hotelu dla koni. jestem dobrej myśli, ale życie pokaże co z tego wyjdzie.
i niezmiennie jest z nami kawa. wypalamy, pakujemy, wysyłamy, sami codziennie jej kosztujemy do śniadania...
tylko ogon mi został. i to boli najbardziej.

poniedziałek, 4 maja 2015

majówka

miało być fajnie, słonecznie, na rowerach, ze znajomymi, a wyszło jak zwykle.
ja od świąt mam coś z gardłem. męczy mnie strasznie. kaszel, który drapie, swędzi i nigdy się nie kończy. a od kilku dni leżę w łóżku z 40'C gorączką. juz nie mam siły. Gruby z resztą też. mam nadzieję,  że jestem już na końcówce choroby i że zachwile wrócę do pracy :-)
ostatnio w ogóle u nas same nieszczęścia. tydzień temu na gnieździe w kurniku powiesił się nasz baranek. na szczęście żyje, ale musimy go rehabilitowac.
a żeby tego było mało, to skwoczyly się kwoki i mam mniej jajek. to tyle.


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

nerwowo

od kilku dni czekamy na wyźrebienie naszej Wiosenki. chodzi już bardzo ciężko, często się kładzie, jest bardziej nerwowa. a ja odchodzę od zmysłów. denerwuję się jakbym conajmniej sama była w ciąży. wstaję w nocy, nasłuchuję... przyznam szczerze, jestem już trochę zmęczona. ale ekscytacja jest ogromna. to nasz pierwszy koński poród i mam nadzieję że skończy się szczęśliwie. trzymajcie kciuki.

środa, 11 marca 2015

wczoraj słońce, piękne i gorące, dziś deszcz. męczą mnie takie zmiany pogodowe. słońce sprawia, że dostaję energię, chce mi się działać, robić, pracować, mam głowę pełną nowych pomysłów i wiele chęci do działania. dziś chce mi się płakać, mam spadek energii i wrażenie, że wszystko co robię nie przynosi korzyści i że moje wysiłki nie mają sensu.
wkurza mnie, jak Ci którym idzie lepiej, chcą słuchać o moich problemach. pytają jaki mam plan, jak sobie radzę... w ich głosie nie ma współczucia, tylko ironia. "aleś Ty naiwna". mam tego dosyć. niczego nie chcę udowadniać. poradzę sobie sama, tak jak robiłam do tej pory. nie potrzebuję współczucia ani litości. nie potrzebuję poklepywania po ramieniu. udowodnię samej sobie, że dam radę. a później będę się śmiać wszystkim w twarz. dam radę, bo jestem Pawlicka.

środa, 4 lutego 2015

nowości

w małej fabryce kawy nowości. serdecznie zapraszamy. juz niedługo pojawią się drewniane podkładki, świeczniki, lampy, podstawki pod jajka i wiele innych przedmiotów z betonu i drewna. zapraszamy.

środa, 21 stycznia 2015

świątecznie

dzień Babci, imieniny Agnieszki i ... kolejne urodziny Grubego. kochanie, wszystkiego o czym marzysz, niech Ci się spełni.wszystkim Babciom dużo zdrowia i uśmiechu i wszystkim Agnieszkom pięknych chwil i samych przyjemności w życiu.
to taki wyjątkowy dla nas dzień, bo wszyscy świętujemy. dzień rozpoczął się pyszną kawusią, ale jak się zakończy... już nie mogę się doczekać ;)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

poniedziałek

nielubiany, wręcz znienawidzony przeze mnie poniedziałek.dlatego zajęłam się pracą, żeby szybciej zleciał. oszukiwanie samej siebie idzie mi ostatnio najlepiej. i tak do wiosny. później znowu się obudzę i rozkwitnę. już nie mogę się doczekać.

niedziela, 18 stycznia 2015

sennie...

ze względu na podłą pogodę niechciejstwo moje sięgnęło zenitu. tym sposobem powstały świeczniki, które już niebawem pojawią się w sklepie.
a tym czasem idę na kawę, którą serdecznie polecam. ona jedyna jest w stanie mnie chyba obudzić.

piątek, 16 stycznia 2015

słonecznie



wyszło słońce. fajnie, ale cały czas walczę ze sobą o wszystko. o to żeby wstać, żeby zejść do kuchni, żeby coś zrobić pożytecznego... ciągła walka. czasem udaje mi się wygrać, ale nawet to nie sprawia mi radości. czekam na słońce. takie prawdziwe, gorące. oszukuję się, że ono coś zmieni.

sobota, 10 stycznia 2015

cudownie rozpoczęty dzień. dostałam od męża do śniadania kawę naszego wypału oczywiście, z mleczkiem i... piankami marshmallows. pewnie prawdziwi kawosze wykręcają się teraz w paragraf, ale ja wychodzę z założenia, że należy sobie dogadzać. a taka przyjemność jak kawa z piankami to czysta rozpusta.
dalej dzień już nie był taki słodki. za oknem jesień, zimno...
tak więc oby do wiosny. a wszystkim Wam życzę ciepła i słodyczy :)

czwartek, 8 stycznia 2015

zaległości

wchodzę tu dzisiaj i co? zaległości potworne. wybaczcie. święta rozleniwiają, to po pierwsze. zupełnie nie chciało mi się pisać, choć w przerwie między sprzątaniem a gotowaniem miałam dość czasu, żeby coś skrobnąć.
poza tym pogoda po świętach nie daje powodów do radości, ani do działania. znowu jakiś marazm zakłady się do nas. przygnębia mnie rzeczywistość. o ile byłoby przyjemniej w życiu, gdyby pieniądze nie były tak ważne. o ile spokojniej, gdybyśmy mogli cieszyć się wolnością i w ogóle życiem nie zważając na finanse. ale obiecuję, że jak tylko wyjdę z długów, zacznę spokojniej spać, przestanę się dolować i skupię całą swoją uwagę na dostrzeganiu tych wszystkich drobnych cudów, które dzieją się wokół mnie. może uda się już w tym roku? tego sobie życzę z całego serca :)
a Was wszystkich zapraszam od poniedziałku do zamawiania świeżutkiej kawy. pomaga w te zimne i szare dni. i poprawia humor :)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

szopka :)

przyszła na świat 06.XII.  w sobotę o 19.30. na Mikołajki. Dostała na imię SZARPA. mieszka ze swoją mamą w naszym domu. Gruby zbudował im kojec i siedzą sobie z nami, także mamy w domu szopkę :-D.
ponieważ mama nie ma za dużo pokarmu, dokarmiamy ja butelką. u nas jak zwykle wesoło. a jak wyglądają Wasze przygotowania do świąt? :-D kto nas przebije?

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołajki

zimno, brzydko i wilgotno. a u nas w kuchni karpatka. gorąca, pachnąca i słodka. od jakiegoś już czasu miałam ogromną ochotę na karpatkę. ta została zrobiona bez grama budyniu z torebki. wszystko zrobione w naszej kuchni. ale tym razem przepis zachowam dla siebie :p a na pyszną kawę i słodkie ciasto zapraszam do nas na wieś.

czwartek, 4 grudnia 2014

śniadanie we dwoje

dzień dobry!!!


cudowne śniadanie. kawa z mleczkiem i pyszna szarlotka własnego wypieku. i spokój. i cisza. starszyzna w szkole, a moje serduszko w przedszkolu. postanowiła przestać się gniewać na tą instytucję i... jak na razie jest dobrze. nie chcę zapeszać,  bo skończą się moje cudowne śniadanka we dwoje.
jestem szczęściarą. kiedy wszyscy, (prawie) siedzą w pracy, nie do końca wyspani,  sfrustrowani, czekający na piątek, ja siedzę w fotelu przy kominku i piję gorąca kawę. no ale ktoś musi pracować, żeby nie pracować mógł ktoś ;)
a tu podam przepis na ciacho, może się skusicie


Składniki:

Ciasto:
3 szklanki mąki pszennej
6 łyżek cukru pudru
szczypta soli
200 g masła
90 g smalcu (w kostce, wyborowego) lub margaryny
1/4 szklanki zimnej wody
Nadzienie:
900 g jabłek
500 g miąższu ananasa (zważonego po obraniu i wykrojeniu środka)
1/3 szklanki rodzynek (opcjonalnie)
1/3 szklanki cukru (najlepiej trzcinowego)
1 łyżeczka cynamonu
1 cukier wanilinowy
1/3 szklanki mąki ziemniaczanej lub budyniu waniliowego
garść płatków migdałów lub wiórków kokosowych

Opcjonalnie:
jajko do posmarowania
cukier puder

Przygotowanie:
Mąkę przesiać do miski, dodać cukier puder, sól, pokrojone w małą kosteczkę masło oraz pokrojony smalec lub margarynę. Miksować mikserem przez około 1 minutę aż powstaną drobne okruszki ciasta (lub rozcierać wszystko palcami). Dodać wodę i jeszcze przez chwilkę miksować lub zagniatać ręką, aż ciasto zacznie łączyć się w większe kawałki. Złączyć je wszystkie w jednolitą kulę. Podzielić na 2 części i wstawić do lodówki na około 1 godzinę.
Formę do pieczenia o wymiarach około 20 x 30 cm lub okrągłą tortownicę o średnicy około 27 cm posmarować masłem.
Jabłka obrać, pokroić na ćwiartki, wyciąć gniazda nasienne. Pokroić na plasterki. Ananasa obkroić ze skóry, przekroić wzdłuż na 4 części, wyciąć twardą część ze środka. Sam miąższ pokroić na kawałeczki, odmierzyć potrzebną ilość.
Jabłka i ananasa włożyć do miski, dodać rodzynki jeśli używamy, cukier, cynamon, cukier wanilinowy i budyń lub mąkę ziemniaczaną. Piekarnik nagrzać do 190 stopni C.
Formę wylepić jedną połówką ciasta, dno i 2 cm boków. Ciasta nie trzeba rozwałkowywać, można wylepić palcami. Dłońmi wymieszać nadzienie i położyć na spodzie z ciasta. Posypać płatkami migdałów lub wiórkami kokosowymi.
Drugą część ciasta rozwałkować na placek, najłatwiej pomiędzy dwoma arkuszami papieru do pieczenia oprószonymi mąką. Wyciąć paski (radełkiem lub nożem) i ułożyć na owocach. Paski mogą się przeplatać. Można je posmarować roztrzepanym jajkiem.
Wstawić do piekarnika i piec przez 70 minut do zrumienienia. Wyjąć z piekarnika i podawać. Można posypać cukrem pudrem.
kwestiasmaku.com

a na kawę zapraszam do siebie, albo do zakupu na malafabrykakawy.com.pl

środa, 3 grudnia 2014

zima a razem z nią mrozy... i święta

święta nadchodzą. do nas również zbliżają się wielkimi krokami.
a mrozy też nam już nie straszne. w kominku bucha ogień, a ściana wyłożona kawałkami drewna trochę ją ociepla, a do tego ładnie wygląda. lubię zimę tylko wtedy, gdy kocyk okrywa nóżki, w kominku tańczy ogień, a w kubku jest gorąca kawa, na przykład z cynamonem. wtedy żadne mrozy mi nie straszne.
mamy również dla Was ciepłą, świąteczną niespodziankę. zamawiając naszą kawę do 20 grudnia, otrzymacie ją bez kosztów za przesyłkę. czekamy na zamówienia, bo przecież święta nie mogą się odbyć bez dobrej kawy. ciepło Was ściskamy.

czwartek, 20 listopada 2014

wdówka

taka słomiana. do niedzieli. a po niedzieli nowosci. Gwatemala, India Malabar, India Nugget i Columbia Excelso.
nie przypuszczałam nawet, że te kawy będą cieszyć się takim zainteresowaniem. dlatego wychodząc naprzeciw Waszym oczekiwaniom, będziemy wypalac ja znowu. zapraszamy od poniedziałku.

wtorek, 28 października 2014

smaki dzieciństwa

żulik. to właśnie mój smak dzieciństwa. i dlatego postanowiłam dziś go sama upiec. udało się. tak wyglądał przed włożeniem do pieca.
a tak wyjęty, wypieczony i pysznie pachnący.
szkoda, że zdjęcia nie pachną ;)

czwartek, 23 października 2014

bez nadziei

jakoś smutno się ostatnio zrobiło na blogu. przepraszam wszystkich, ale nie wykrzesę z siebie nic pozytywnego. i choć wczoraj dostałam od pewnej starszej pani kilka ciepłych słów, za które raz jeszcze dziękuję, moja poprawa samopoczucia trwała dosłownie chwilę.
mogłaby nie kończyć się noc. jedynie noc daje mi poczucie bezpieczeństwa. leżę. zatapiam się w tej pościeli i nie chce mi się żyć.
nie przypuszczałam, że pogoń za marzeniami i chęć ich realizacji może nieść za sobą takie konsekwencje. kilku fałszywych ludzi, niewłaściwe miejsce i wszystko straciło sens.
moim największym marzeniem teraz jest to, żeby wstało słońce w moim życiu. i tego sobie życzę.

piątek, 17 października 2014

upadam, potykam się, grzęzne jak w bagnie, przewracam się, podnoszę, znów upadam. ciągnę ten ciężki wóz. i brak mi już sił.  juz nie chcę...

poniedziałek, 13 października 2014

...

dlaczego jest tak, że kiedy pojawia się nadzieja, ktoś lub coś mi ją zaraz odbiera. jestem zmęczona. coraz mniej we mnie sił, wiary... wypaliłam się.

środa, 1 października 2014

promocja!!!

dziś ruszamy z promocją związaną z lajkami, które otrzymaliśmy od Was na naszej facebookowej stronie. dziękujemy raz jeszcze!!! przygotowaliśmy promocję październikową. każdy, kto złoży zamówienie na dwa kilogramy kawy otrzyma filiżankę do kawy z ręcznie malowanym napisem. "hm... pychota!!!", "dzień dobry!!!","kocham moją kawę ♥ ","może kawy?" albo "dobrze że jest kawa". zapraszamy do zakupów. a biorąc pod uwagę aurę za oknem, przyda się wszystkim napar szybko stawiający na nogi :)

poniedziałek, 29 września 2014

niedziela prawie jak w marcu

dzień upłynął w ogrodzie. piękne słońce zachęciło nas do pracy. pomimo niedzieli. a później z Wiosenką na łące. szkoda, że już niebawem skończy się "sielanka"...

poniedziałek, 22 września 2014

deszczowo

dawno mnie nie było, ale jesień na wsi przychodzi nieco wcześniej niż w mieście. porządki w ogrodzie zdają się nie kończyć. coraz chłodniej dlatego trzeba przygotować się na zimne wieczory. i tym sposobem zupełnie nie miałam okazji, ani czasu żeby usiąść do komputera.
ale kawa jest. czeka na zapakowanie, świeżutka i pachnąca, dlatego zachęcamy do zakupów.
poza tym ruszamy z agroturystyką. każdy, kto lubi zbierać grzyby i zapuści się w nasze strony, będzie u nas mile widziany i ugoszczony. zapraszamy na dobrze wypaloną i zaparzoną kawę, swojską jajecznicę, prawdziwy chleb wypiekany przez nas, sery, twarożki i jogurt również naszego wyrobu.


wtorek, 9 września 2014

katarek

rozpoczęłyśmy wraz z Lusią przedszkole. dzielna trzylatka wytrzymała cztery dni, a następnie dopadł ją katar i przedszkole musi czekać. pierwsze trzy dni były fantastyczne. uśmiech, radość, nowe koleżanki... czwartego dnia nadszedł kryzys. zobaczymy co wydarzy się po tym przeziębieniu.
poza tym kończymy "remont" domku dla gości chcąc jak najszybciej rozpocząć agroturystykę, na razie przez małe "a".
owieczki rosną w bok ;) jedna z nich chyba jest kotna. niebawem wiec znowu powiększy nam się rodzina. kurki niosą się obficie, (dajcie znać, jeśli jesteście zainteresowani świeżymi jajami prosto z dupki :)) Wiosenka bryka i również rośnie, a nasza Pepa pokonała ogrodzenie i znów czeka nas robota. a to świnia.
przypominam również i informuję tych którzy nie wiedzą, że jeżeli organizujecie event, spotkanie z grupą znajomych, szkolenia itp. i chcielibyście umieścić kawę jako poczęstunek, dysponujemy mobilnymi barami i chętnie przygotujemy dla Was ofertę.
walczymy. upadamy i wstajemy. i oby wystarczyło nam sił.

środa, 3 września 2014

jesiennie i pracowicie

po pierwsze przedszkole.  okazało się że Lusia odnalazła się w nim od pierwszego dnia i każdego kolejnego dnia idzie tam z jeszcze większą chęcią. wprost odwrotnie niż ja. tęsknię, martwię się i przykro mi że moja Calineczka już tak bardzo mnie nie potrzebuje.
poza tym spaliłam garnek, złapała mnie policja i zapłaciłam mandat, a nasza Papa widziana była w ogrodzie sąsiada i dzień spędziłam na budowaniu dla niej zarody. coś mi ostatnio wszystko leci z rąk. i chyba pachnie mi już wokół jesienią...

poniedziałek, 1 września 2014

jesień?

są. trzy owieczki i jeden tryk. na razie są zamknięte z kurami, musimy się poznać, polubić, oswoić... stado na razie małe, ale trzeba było zacząć. a jedna z nich chyba jest konta. :-)
poza tym rozpoczął się rok szkolny. Matylda z Tymonem do szkoły a nasza Lusia od jutra w przedszkolu. ale się dzieje...

środa, 27 sierpnia 2014

Guatemala

pojawiła się u nas. lekko korzenny smak i aromat. charakterystyczna nutka dymna. to Guatemala. już dziś pojawi się w sklepie na www.malafabrykakawy.com.pl wszystkich smakoszy kawy serdecznie zapraszamy.

wtorek, 26 sierpnia 2014

lato...

zmiana pogody sprawiła, że znów zaległam w łóżku. czuję, że coraz gorzej znoszę brak słońca, a mój organizm jest z dnia na dzień słabszy.
tak więc leżę. a obowiązków nie chce być mniej. kurki rosną jak na drożdżach :) Wiosenka już jest chyba nasza ;) piec do kawy bucha, a tu koniec lata. przydałby się jeszcze z miesiąc ciepła...
ale od czasu mojego ostatniego wpisu wydarzyło się też parę smutnych rzeczy. odszedł od nas Matołek. zasnął. był bardzo słaby i nie poradził sobie z życiem, chociaż dzielnie walczył.
poza tym skradziono mi telefon, a mnie i Grubemu minęło siedemnaście lat razem... 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

niedzielnie...

cały dzień spędzony na słońcu. w wygodnym leżaczku na tarasie... milutko, wakacyjnie. chyba mnie nawet trochę słonko wymalowało. nie robiłam nic. po prostu nic. takie błogie, niedzielne lenistwo.
a po południu wybraliśmy się na przejażdżkę. konną. to brzmi dość poważnie, a przecież dopiero zaczynamy, uczymy się
Lusia radzi sobie już sama, a jazda sprawia jej ogromną radość
a tak wyglądał poranek. trójka głodomorów :)
a!!!! no i rzecz najważniejsza. wczoraj wieczorem wykluły nam się pisklęta. widziałam tylko jednego, czarnego. kwoka siedzi na nich i pilnuje, więc jej nie denerwowałam. znowu nam się rodzina powiększyła :)

środa, 30 lipca 2014

na oklep

dzień intensywny. praca z Wiosenką przynosi nam coraz więcej satysfakcji. wczoraj Matylda jeździła na niej po raz pierwszy. i udało się. dosiadła się również Luśka .
a wieczorem robimy twarożek na śniadanie i jogurciki. i jeszcze jakąś ciepłą kolację. takie nasze wspólne gotowanie :)


środa, 16 lipca 2014

ja to mam szczęście

koń zmienił nasz tryb dnia i to jest pewne. trochę świat zaczął kręcić się wokół niego, a właściwie niej. Iwonko, jeśli to czytasz, to widzisz po zdjęciach, że Wiosenka chyba się u nas dobrze czuje.
spacerujemy całą rodziną. Jest jak członek rodziny. Lusia doszła do wniosku, że Wiosenka też jest Pawlicka. Cóż :)
a moja Czarnulka znów się kwoczy i siedzi na jajkach. może znowu nam się rodzina powiększy, tym razem o kilka małych piskląt. na nudy nie narzekamy i choć tonę w problemach i długach, to na prawdę jestem szczęśliwa. i chyba właśnie o to w życiu chodzi. spełniać siebie i swoje marzenia. pomimo wszystko.

wtorek, 15 lipca 2014

Wiosna trwa ;)

u nas nadal Wiosna, a raczej Wiosenka ;) chyba jej się u nas podoba...
wchodzimy w nowy rozdział życia, kolejne zajęcia i wierzę mocno, że nam się uda. żyjemy pełnią życia, a chyba o to właśnie chodzi.
dziewczyny rozpiera energia i choć wakacje spędzimy w domu, wcale nie są z tego powodu zmartwione.
życie kręci się teraz wokół naszych podopiecznych, których jest coraz więcej ;) a sam gospodarz mnie osobiście mocno zaskakuje. zaangażował się bardzo w wychowanie i naukę Wiosenki. i kto by pomyślał...

poniedziałek, 14 lipca 2014

niedziela na lonży

wybraliśmy się dzisiaj nad staw. pogoda dopisała, postanowiliśmy wiec "zmęczyć" Wiosenkę.
no a później była zabawa na lonży.

i powrót do domu
Wiosenka dostała marchewki w ramach nagrody za dobrze wykonaną robotę. fajnie tu u nas jest. pachnie lasem, kawą, jest mnóstwo zwierząt, a przy tym wszystkim cisza.
Pepa 
i chyba nawet marchewkom tu u nas dobrze ;)





czwartek, 10 lipca 2014

Wiosna latem ;)



pierwszy krok w naszym nowym pomyśle na życie zrobiony. ma na imię Wiosna i jest cudna. bardzo mądra i towarzyska. jej zaadoptowanie się w nowym miejscu trwało zaledwie chwilę. chyba nas zaakceptowała i polubiła. od jutra czeka nas praca. Wiosna jest jeszcze nie ujeżdżona i niewiele potrafi, ale dała nam dzisiaj dowody na to, że szybko i chętnie się uczy.
a z kawy nie rezygnujemy. jak? nie umiemy już bez niej żyć. u nas nawet Wiosna jest w kolorze kawy ;)

wtorek, 8 lipca 2014

nowe pomysły

dzień rozpoczęłam pod hasłem "będzie dobrze", a sponsorem miał być uśmiech. niestety, już podczas śniadania doszło do zwarcia. później pojechałyśmy z Matyldą do sklepu. miałyśmy kupić prąd, ale zapomniałyśmy karty doładowującej, i w totalnym upale szłyśmy na nogach, bo zamknęli nam drogę i samochód musiałam zostawić w lesie. postanowili wreszcie naprawić nawierzchnię. tylko dlaczego dzisiaj? aż strach pomyśleć jak ten dzień się skończy.
a ja postanowiłam rozpocząć realizację swoich nowych planów. hodowla zwierząt. zawsze miałam słabość do zwierząt, na pewno większą niż do ludzi, dlatego postanowiłam już rok temu, że będzie to mój sposób na życie. cały czas powstrzymywały mnie obawy, strach, że nie dam rady, że znowu się w coś zapętlę. aż do teraz. pomyślałam, że teraz, albo nigdy. "kto nie ryzykuje, nie pije szampana" jak mawia Adaś, nasz dobry znajomy. więc trzymajcie kciuki.

czwartek, 26 czerwca 2014

jak mały dzidziuś

kilka dni temu trunek zlany został do butelek. w całym domu pachniało skórką cytrynową i słodkim syropem. teraz musi stać minimum miesiąc, żeby się "przegryzł" i mógł być wypity. Gruby już robi polowanie na spiżarnie, ale póki co udaje mi się upilnować ;)
 a nasze maleństwo powoli się z nami oswaja. dokarmiamy go kaszką manną ze smoka i  czuję się jakbym znowu miała małe dziecko w domu :) rano kaszka, wieczorem kaszka... zaczyna już też skubać zielone. Pepa próbowała go wychowywać, zaznaczając kto jest ważniejszy, ale Koziołek Matołek się nie dał. i zapanował spokój.
a u mnie znowu depresja. obarczam winą pogodę, ale chyba samą siebie okłamuję.

to może być interesujące